TO ZNOWU JA.



Właściwie to miałem już więcej nie pisać do "Kominkowej" bo i nic tam się nie dzieje od dawna, nikt nie zagląda, ale ...taka kiedyś była kominkowa; raz tłumy, że nie ma się gdzie wcisnąć, innym razem pustki, które tylko ciupaga Tomusia /on wie o co chodzi/ rozbijała. Mamy dzisiaj 4 dzień sierpnia 2005 roku; w Warszawie jest po deszczu, ale nadal parno /porno/ duszno?
Jest mi trochę smutno, bo zapewne każdy spędza jakoś tam wakacje, które trwają, ale jak się przyjrzeć ??? to chyba nie całkiem tak.
Dzwoniłem dzisiaj do Tomka z pewną /wydaje mi się atrakcyjną/ propozycją i co słyszę? Jego okręt stoi w...suchym doku na kołach w Krakówku, bo...zgadnijcie !!!!
Żal dupę ściska i nie jest dla mnie usprawiedliwieniem stwierdzenie, "że tak to bywa" lub coś w tym stylu; a może uda się coś zmienić ?!
No to Tomeczku, jeżeli nie dla innych, to dla Ciebie drugi odcinek "Teraz ja"; głowa do góry, pozdrawki.


TERAZ JA II

Swoją poprzednią opowieść zakończyłem na wrześniu `79 /tak, tak, to już tyle lat/ kiedy to oczekiwałem na przyjazd Piotrusia. No i stało się - przyjechał.
Był przepiękny w swoich widokach październik /gdzieś jeszcze są slajdy/, był zapał no i...moje "doświadczenie"".
Kiedy Piotruś przybył do Pięciu i usłyszał, że ja co nieco się wspiąłem, stwierdził, że nie ma czasu na pierdoły i uderzamy na "wielkie ściany".
Czy mamy jakąś drogę w okolicy Pięciu dość długą, eksponowaną i na miarę naszych wtedy zamierzeń niemal alpejską?
Tak - Środkowy filar pd. śc. Koziego; wtedy jeszcze myślałem, że z tej strony jest tylko jeden filar bo był wielki i imponujący; dopiero za kilka lat odkryłem zarówno lewy jak i prawy, nie mniej interesujące filary; Drogę zrobiliśmy wariantem tzw. klasycznym, czyli WHP 204, a przewinięcie dupy w ekspozycji robiło wrażenie.
No co, nudno? no pewnie, to samo powiedział Piotrek i nazajutrz wymyślił, że czas na...Zamarłą Turnię.
Och, piękna to ściana, a i góra też; ileż to naczytaliśmy się o jej zabójczych zerwach, niedostępnych przewieszkach, śmiechu, łzach i tragediach zdobywców. Piotrek jako logistyk uznał, że na początek stać nas na próbę przejścia lewych Wrześniaków; ze wszystkich opisanych w Paryskim dróg, ta wydawała się najbardziej dostępna, a zarazem, dająca sławę przejścia przez pd. śc.
Był piękny dzień 5 października `79; droga padła bez problemu. I w zasadzie niby nic, udało się całkiem sprawnie, to miało być ukoronowanie naszego pierwszego sezonu; super, spotkamy się w zimie.
......................................................................................................................................
Ten sam dzień; schron /wiadomo gdzie/.
Ktoś za mną, zadowolonym z wydarzeń dnia chodzi i coś tam mamrze pod nosem. - Piotrek, daj spokój wspięliśmy się powyżej planowanej granicy /filar Koziego - to miało być szczytowe osiągnięcie /, byliśmy na pd. Zamarłej; o co chodzi, za dwa dni wyjeżdżamy!
No właśnie o co chodzi; wówczas nie chodziło, jak teraz o kasę, tylko...adrenalinę. - Jacek czy ty wiesz jaka jutro jest rocznica? - zadał mi pytanie Piotrek;
przeleciałem myślami wszelkie święta, jubileusze, urodziny, imieniny etc. i mówię
- nie wiem
- no przecież jutro /06.10.1979/ jest 50.rocznica śmierci Sióstr Skotnicównych na Zamarłej.
- ????????- i co w związku z tym? - zapytałem
-no jak to co? - trzeba jutro zrobić KLASYCZNĄ!!!!
Zbaraniałem na taką propozycję bo już właściwie zwijałem nasze "liście laurowe"" za obecny, mimo, że pierwszy, to i tak udany pierwszy sezon, a tu taka propozycja. Broniłem się jakiś czas, ale w końcu dałem się namówić bo niby co nie damy sobie rady? Ehh,ta młoda krew.

06.października 1979.
Podchodzimy do Pustej, jest piękna pogoda; na progu Piotrek zauważa...czarnego motyla /pamiętacie taki przesąd?/, pokazuje mi go i... pyta co robimy.
No cóż jak już się wgiełgałem pod Pustą to z powodu kolorów nie bardzo chce mi się wracać; przekonałem Piotrka, że to pod światło każdy motyl wygląda na czarnego.
Ale i oto zerwy Zamarłej; startujemy, jest nadzwyczaj łatwo, ale pełni szacunku i pokory czekamy na to co nas spotka wyżej.
No zaczyna się - wyżej tzw. dolny trawers - puścił bez problemu, a podobno IV; O ile mnie pamięć nie myli /Piter wspomóż/ to na tej wysokości coś tam zaczęło padać, ale nie za długo.
Dalej w górę aż popod górny trawers i spędzającą sen z powiek "rysę wyjściową".
No lufa pod dupą była imponująca /na te warunki/, a do tego świadomość, że to właśnie tu, dokładnie 50 lat wcześniej i nawet o podobnej porze, jedna ze Sióstr odpaliła, wyrwała drugą i... wylądowały 100 m niżej na piargach Pustej.
Przeznaczenie? Nas nie dosięgło wtedy; poszło i niebawem znaleźliśmy się na szczycie Zamarłej, tak niepozornym, i wręcz niewidocznym od strony Pustej, ale bardzo wtedy przyjaznym. No i jest sława: ZROBILIŚMY KLASYCZNĄ!!!!!
Czy walnęło mnie wtedy w łeb? chyba nie, nigdy nie zatraciłem pokory wobec gór, które pozwalają nam - idiotom - po nich się drapać i deptać; dlaczego napisałem idiotom? bo góry są, były i będą ,a po nas nawet pył nie zostanie. Są piękne i majestatyczne; kłaniam się Im.
I jeszcze jedna uwaga na temat czy mi wtedy odbiło; owszem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu bo najbliższe 3 lata to był mój najpiękniejszy okres w życiu, a o takiej jak wtedy formie mogę teraz tylko pomarzyć;
ale o tym w następnym odcinku.
Pozdrawki dla wszystkich, którzy tego chcą.

Placek