A teraz o Kubie.



Kubę znaliśmy (głupio pisać w czasie przeszłym) lepiej niż Kasię, bo był z nami od zawsze. Bo zawsze były Pięci Stawy. Dla mnie Kuba był niesamowicie kontrowersyjną postacią. Z jednej strony wkurzał mnie: zawsze wszystko wiedział najlepiej, na wszystkim się znał, wszystkich przegadywał, no i to… przeklinanie po wypiciu paru piw. Było wstyd przed obcymi ludźmi. I oczywiście nieustające peany na temat córki (jak bardzo ją kochał!!!).

Z drugiej strony - chętnie łykaliśmy z jego piersiówki domowe nalewki (których przepisy chętnie zdradzał, ale nie znam nikogo kto by go naśladował, no może oprócz Zbyszka, który też zawsze na wyjazdach, oprócz blaszanego pudełka, ma dla nas niespodziankę). I nawet jeżeli gębę wykręcało po Kubowych delicjach, to w śnieżnej zamieci smakowały wyśmienicie. A, trzeba przyznać, Kuba zawsze miał coś z zanadrzu.
I zawsze kiedy zawołałam "Kuba po..." już bez "móż" był natychmiast i chętny do pomocy.
Pamiętam taką historię sprzed paru lat (nie chce mi się szukać na stronce, który to był rok) – ostatni zjazd w 5 Stawach. Każdy chodził własnymi ścieżkami, a Sępy przez cały dzień łoiły filar Koziego. I każdy ze swojej ścieżki, o różnych porach dnia, widział ich na pierwszym wyciągu. Noc zastała towarzystwo Rzęchów w schronisku, a Sępów nie było. Pamiętam, że z Agnieszką rzuciłyśmy hasło akcji "ratowniczej" - czyli idziemy naprzeciw Sępom. Odzew był tylko od ... Kuby. Kuba natychmiast zebrał potrzebny do akcji "sprzęt" i nie mógł tylko odżałować, że nie udało mu się nalać do baniaczka piwa dla spragnionych Sępów. Ale kolejka do bufetu była kilometrowa, czas naglił i nikt z kolejkowego Towarzystwa nie mógł zrozumieć, że jesteśmy w potrzebie... Nie przepuszczono nas. Więc tylko ze "sprzętem" poszliśmy ratować Sępów.
Spotkaliśmy ich przy pierwszym mostku. Nie ukrywam - Sęp ronił łzy wzruszenia ma nasz widok, ale i oberwało nam się, że nie mamy piwa ... Kuba gęsto się tłumaczył.
Bez Kuby będzie cisza.

Kasia
15.03.2007