Trochę wspomnień



Drogi czytelniku, pamiętam sprawy inaczej niż ty. Ale dzieląc się tym, co piszę, okazuję ci szacunek. Musisz być jednym z nas, jeżeli to czytasz.

Pod próg z nartami wchodziłyśmy z Mają Wysocką w 1981 roku. Potem na tych nartach zjeżdżałyśmy z Niedźwiadka. Podobno było to zabronione, z powodu parku narodowego, zdaje się. W każdym razie na próg pomógł Mai wnieść narty taki chłopak. Fajny. Miał srebrną jedynkę. Nigdy go więcej w Pięciu Stawach nie widziałyśmy.

Dziewczyny, te prawdziwe, to miały grube warkocze i bardzo ciężkie buty. W schronisku czasem nosiły spódnice, długie, albo bardzo duże spodnie. One też, te dziewczyny, nie były chude. Miały zwykle romans ze strażnikiem przyrody. Dziewczyny miały dużo zalet, a największą była chęć robienia kanapek. Chętnie dawaliśmy im produkty: szprotki, cebulę, chleb, sery różne i masło czasem ktoś miał, przyprawy też sypały, pamiętam czerwoną paprykę z torebki. Następnie się te kanapki jadło. Do grupy jedzącej kanapki można było na ogół się przysiąść, bo kanapek wystarczało. Dziewczyny tolerowały się wzajemnie.

Mężczyźni, ci prawdziwi, to lubili wszystkie dziewczyny, po zjedzeniu kanapek nawet te bez warkoczy. Byli piękni i wiedzieli o tym. Grali wieczorami w "Wojnę i dyplomację". Niewątpliwie pamiętasz, czytelniku, ową wielką planszę. Niewątpliwie - jeśli jesteś mężczyzną - wiesz, jak w to grać. Mężczyźni przestawali lubić wszystkie dziewczyny, gdy grali w "Wojnę i dyplomację".

Gronostaje i inne rzeczy palił Sęp za schroniskiem. Była tam beczka, metalowa z dziurami, na to palenie. Popiół to chyba się wrzucało do Litworowego. Stałyśmy w ten wrześniowy ranek 1985 roku o Olą Okęcką, a Sęp palił. Byliśmy łagodnie usposobieni, a na naszych młodych twarzach malowały się niebieskawe cienie, spowodowane ogromną ilością wódki wypitej parę godzin wcześniej. Taki gronostaj, powiedziała jedna z nas, to taką radością czasem człowieka przejmie. Tak było.

Łazienka damska była zimą bardzo zimna. Na kaloryferze leżało dużo rzeczy. Jak zostawało się w Pięciu wystarczająco długo, to można było zaobserwować, które rzeczy są bezpańskie. Raz tak wyrobiła mi się jedwabna chusteczka, ale nie w łazience. Znalazłam ją między materacem a spodem łóżka i mam do dziś. Wyrobiła się. Pamiętasz to sformułowanie, czytelniku?

W Sylwestra 1983 o północy wyszliśmy na staw, śpiewaliśmy "Rotę" i pieśni patriotyczne, ktoś wetknął mi otwartą butelkę szampana do gardła, pięknie jest młodo umierać. Mieliśmy wtedy pokój czteroosobowy (jeden z tych po starej dziesiątce, pamiętasz?). Ci na dole skrzypieli. Na górze mój partner i ja wstydziliśmy się. Dyskutowaliśmy o książkach Ditfurtha (pamiętasz Ditfurtha?). Na młotek lodowy mówiło się "kluczyk" - otwierał wszystko. Jeden z nas miał sernik. Upiekła go jego mama, fajny sernik.

Spaliśmy w różnych kombinacjach, na różne sposoby. Raz położył się koło mnie Rudi, co mnie ogromnie ucieszyło i wprawiło w pewną dumę. W ósemce, pierwsze łóżko po lewej, parter. Po paru minutach ktoś go zawołał, więc Rudi powiedział, że zaraz wróci i poszedł. Już nie wrócił, ale i tak było mi przyjemnie. Innym rodzajem spania było po kilka osób, na przykład we trójkę. Tak też, w czasach gdy moja ranga pozwoliła mi na sypianie w Hierzówce (wrzesień 1985), okupowaliśmy materac w tym pokoju we troje: ja, Ola O. i pewien stały bywalec Pięciu; jako przyjaciele. Nasz partner od pokoju przechodził wtedy jeden z etapów choroby alkoholowej. Objawiało się to sporadycznym sikaniem do łóżka. Czy szokuję cię, czytelniku, pisząc w ten sposób? Tak było. Materace suszyło się na słońcu; był ładny wrzesień.

A to wspomnienie osobiste, dla mej własnej przyjemności: wybacz więc, jeśli nudzę. W marcu 1987 weszłam sama do Pięciu; schron zupełnie pusty, tylko personel. Dostałam dziewiątkę. Następnego dnia przyszedł jeszcze jeden turysta, mój rówieśnik, student filozofii z KULu. Oczywiście, też dostał dziewiątkę. To był fajny chłopak. Miło go wspominam. Dał mi ulotkę z artykułami pt. "Szukać prawdy" i "Totalitaryzm nie jest ojcem". Nauczył mnie wiersza Broniewskiego. Potem przyjechałam do Gdańska i opowiedziałam o owym studencie mojemu chłopakowi, Mirkowi S. (Mirek S. był bardzo ładny.) Następnego dnia Mirek przyniósł tomik Broniewskiego, otwarty na tamtym wierszu. Skąd wiedziałeś, Mireczku, że to ten wiersz?! Bo taki baton tylko to mógł wybrać, powiedział M.

Wiersz "Na odjezdne" zaczynał się tak:

Żadne wiersze tu nie pomogą,
alkohol ani łzy:
Pójdziemy inną drogą -
ja i ty.

A kończył tak:

Odejdziesz, zapomnisz, lekkomyślna, czarowna
i tyle.
Więc czy jest jakiś sens
w łaskawości twych rzęs
żem był jak pochodnia
przez chwilę?

Jest jeszcze tyle spraw, czytelniku. Niektóre są osobiste, więc nudziłyby cię. Niektóre sprawiają mi przykrość, ból nawet, więc nie wspomnę. Niektóre jeszcze kiedyś opiszę.

Składam tu hołd wszystkim nam, którzy bywaliśmy w Stawach w latach 80. Narkomani i poeci, alkoholicy i bezzębni, dziewczyny w grubych skarpetkach i chłopcy z linami, samobójcy i ratownicy: to dla nas.


Beata z Pieniązków Williamsonowa